Mistyfikacja „Trump nie żyje” dotyczy czegoś o wiele większego


Zapisz się na Slatest, aby codziennie otrzymywać na skrzynkę pocztową najciekawsze analizy, krytykę i porady.
Wczoraj po południu prezydent Donald Trump gościł w Gabinecie Owalnym grupę reporterów, aby ogłosić, że operacje kosmiczne Stanów Zjednoczonych zostaną przeniesione do Alabamy, a co ważniejsze, że mężczyzna wciąż żyje. Trump, jak widać, był w zeszłym tygodniu nietypowo nieobecny w życiu publicznym. Prezydent nie był dostępny dla prasy w środę ani czwartek i nie miał zaplanowanych żadnych wydarzeń do weekendu Święta Pracy. Kiedy więc pojawił się plan podróży, z którego wynikało, że Trump ma wygłosić bliżej nieokreślone „oświadczenie”, najbardziej dręczeni #oponenci w kraju skrzyżowali palce i liczyli na najlepsze. Bluesky i Twitter zawrzały od bezpodstawnych spekulacji na temat stanu zdrowia prezydenta. Czy doznał rozległego zawału serca? Czy miał zamiar zrezygnować? Czy to przemówienie będzie równoznaczne ze Stephenem Millerem i J.D. Vance'em podtrzymującymi spuchnięte zwłoki gnijącego urzędującego prezydenta w stylu „Weekend u Berniego” ? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmiała oczywiście: nie. Jak na medialne zagrywki Trumpa, to było dość łagodne. Zażartował z Tommym Tuberville'em, spaprał szczegóły futbolu uniwersyteckiego w Alabamie, a kiedy zapytano go o plotki o jego śmierci, zbagatelizował sprawę, mówiąc, że „tego nie widział”, dodając: „To trochę szalone”.
To było typowe, pozbawione ducha zakończenie tego, co bez wątpienia było pamiętną serią postów. Nie było ani jednego momentu podczas obchodów Dnia Pracy, w którym naprawdę myślałem, że prezydent nie żyje, ale patrząc z zewnątrz, rozkoszowałem się masową histerią, która na krótko zakłóciła spokój. Motorem spekulacji byli oczywiście ci sami liberałowie, którzy niegdyś zgromadzili ogromną rzeszę fanów, tworząc wątki o długości tysiąca tweetów na temat Russiagate i nieuchronności aresztowania Trumpa za zdradę. Rozpowszechnili oni zdecydowanie zbyt powiększone zdjęcie z sobotniej wycieczki golfowej prezydenta, na którym jedna z jego powiek wydaje się lekko opadać, jako wyjątkowy dowód na to, że urzędujący prezydent właśnie doznał osłabiającego udaru. (Inne pytania, takie jak to, dlaczego prezydent miałby grać w golfa po ataku serca, pozostały bez odpowiedzi). Gdzie indziej plotki stawały się coraz bardziej psychodeliczne. Mnożyły się teorie o dublerach, podobnie jak twierdzenia, że drogi wokół szpitala Walter Reed w Waszyngtonie zostały zamknięte w podejrzanych okolicznościach. „Prezydent jest operowany albo coś mu się stało” – twierdził w sumie nikt, oglądając 752 000 razy. (Jego argumentacja opierała się na tym, że według strony internetowej śledzącej zamówienia pizzy w pobliżu instytucji rządowych, nastąpił gwałtowny wzrost zamówień do pobliskiej restauracji Papa John's).
Całe widowisko emanowało energią ogólnokrajowej sesji fabularnej. Czy ktokolwiek naprawdę wierzył w śmierć prezydenta? Tak, jestem pewien, że niektórzy zagorzali teoretycy spiskowi tak. Ale najczęstszym uczuciem, jakie wyczułem u Demokratów w ten weekend, była beztroska i pogodzenie się z absurdem. Jasne, czemu nie? Zgódźmy się wszyscy, że prezydent jest trwale niezdolny do działania, przynajmniej na kilka dni. (Zabawniejsza teoria, spotykana w bardziej lewicowych kręgach elektoratu, głosiła, że Trump mógł doznać „odwrotnego udaru Fettermana” – że w przeciwieństwie do senatora z Pensylwanii, który po otarciu się o śmierć najwyraźniej stał się znacznie bardziej reakcyjny, hipotetyczna implozja mózgu Trumpa mogłaby uwolnić utajoną świadomość prezydenta).
Dla mnie to wszystko wygląda na milczące przyznanie, że pomimo naszych wysiłków nikt tak naprawdę nie wie, jak pokonać MAGAdom. Ruch ten ugruntował swoje wpływy, odnosząc oszałamiające zwycięstwo w głosowaniu powszechnym i jest mocno zakorzeniony w Białym Domu. Jego druga kadencja okazała się o wiele bardziej katastrofalna niż pierwsza. Amerykańskie instytucje demokratyczne są aktywnie degradowane. W rzeczywistości jedynym wyjściem z tego bałaganu, po tym jak wszystkie inne wysiłki zawiodły, może być nagła katastrofa medyczna.
To oczywiście lewicowy wynik, któremu warto kibicować, ale MAGAdom nie ma prawa narzekać. Właśnie zakończyliśmy czteroletni cykl, w którym Joe Biden był obsypywany dokładnie tymi samymi oskarżeniami: dublerami, krwotokami mózgowymi, niewyjaśnionymi zniknięciami z pola widzenia opinii publicznej. Ostatecznie niektóre z tych zarzutów okazały się prawdziwe. Biden był stary, a jego wady z biegiem czasu stawały się coraz bardziej widoczne. Ale już nie jest prezydentem, a wszystkie wciąż tlące się lęki gerontokracji przeniosły się na nowego. Bo – i trzeba to powtarzać tak często, jak to możliwe – Trump też jest bardzo stary . Ten człowiek kończy 80 lat w przyszłym roku i gdyby nie makabryczny poziom nieudolności Bidena w prowadzeniu imprez pod koniec jego administracji, społeczeństwo byłoby o wiele bardziej wyczulone na fakt, że prezydent jest o wiele bardziej chwiejny niż podczas swojej pierwszej kadencji w 2016 roku. Czy można winić Demokratów za to, że w końcu mogli dołączyć do zabawy?
Co ciekawe, Trump już teraz wykazuje pewne klasyczne słabości starego człowieka: opuchnięte kostki; dziwne siniaki; wygląd, sfotografowany pod odpowiednim kątem, jakby był zalany formaliną. To będzie się tylko nasilać w nadchodzących latach. O ile nie wydarzy się tak zwana katastrofa medyczna, 82-letni Trump będzie prowadził oficjalne sprawy państwowe w 2028 roku. To dobre przypomnienie, że pomimo niekończącego się charakteru dominium MAGA, jest to ruch w kryzysie. Śmierć powoli zbliża się do Boga Imperatora. Rzeczywistość staje się coraz bardziej aktualna z każdym dniem, a żaden następca nie został jeszcze wyznaczony. W pewnym momencie w niezwykle przewidywalnej przyszłości inna osoba musi zostać chorążym trumpizmu, a pole to wydaje się być całkowicie do pokonania. Bardziej niż cokolwiek innego, myślę, że liberałowie są tak gotowi delektować się tym feralnym dniem. Republikanie spędzili osiem długich lat, budując partię wokół tego, czego Trump zażąda w każdej chwili. Ułożyło im się to znakomicie, ale wkrótce – może bardzo wkrótce – będą musieli odkryć, co będzie dalej. Nie sądzę, żeby mieli jakieś szanse.
